|
Obrona Wybrzeża 1939 r. Forum o Obronie Wybrzeża ma na celu skupienie w jednym miejscu jak największej ilości informacji o wszystkim co związane z LOW. Dzielenie się zdobytymi informacjami - a tym samym niesienie pomocy innym zainteresowanych tematem. |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Berlin
starszy strzelec
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 1577
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: GdYnIa
|
Wysłany: Pon 19:37, 27 Lut 2006 Temat postu: Major Sosnowski w służbie NKWD? |
|
|
Nieznane losy szefa polskich agentów w III Rzeszy po 1939 roku
Janusz Roszkowski
O sławnym wywiadowcy polskim, mjr. Jerzym Sosnowskim, który wodził za nos Abwehrę i gestapo, napisano już setki artykułów, jego postać przewija się przez dziesiątki książek o walce wywiadów, i to nie tylko w Polsce. Opisy dokonań Sosnowskiego z reguły kończyły się na 1939 r., kiedy to w zawierusze wrześniowej jego ślady urywały się na wschodzie, gdzie znalazł się, eskortowany przez straż więzienną, skazany przez sąd wojskowy RP z oskarżenia, że był jakoby podwójnym agentem. Zgodnie z pogłoskami został wtedy zastrzelony przez eskortujących, według innych – dostał się w ręce Rosjan. Ta ostatnia wersja znalazła potwierdzenie we wspomnieniach gen. Pawła Sudopłatowa, o czym pisaliśmy w „Przeglądzie” (nr 38/2005). Podał on, przypomnijmy, że „pojmał” Sosnowskiego i dostarczył do Moskwy, na Łubiankę, gdzie pozyskano wywiadowcę do współpracy, przejmując jego dwóch agentów niemieckich, których major zdołał uchronić przed gestapo... I to wszystko.
Dowiedzieliśmy się czegoś nowego, ale pozostał niedosyt – brak pełniejszego obrazu pobytu Sosnowskiego na Łubiance, brak informacji o jego dalszych losach.
Były wprawdzie głosy, że przy przesłuchaniu na Łubiance któregoś z naszych oficerów uczestniczył mjr Sosnowski, co potwierdzałoby opinię Sudopłatowa o kolaboracji majora. Ktoś z kolei podawał, że Sosnowski, osadzony potem w więzieniu w Saratowie, zmarł z wycieńczenia na skutek
protestacyjnej głodówki.
Tę wersję podaje m.in. Janusz Piekałkiewicz w swojej księdze „Dzieje szpiegostwa”. A więc ciągle same znaki zapytania...
Wśród skąpych z natury rzeczy informacji o ówczesnych działaniach radzieckich tajnych służb znalazł się jednakże jeden przekaz o pobycie Sosnowskiego w wewnętrznym więzieniu NKWD. Są nim opublikowane w 1991 r. na łamach moskiewskiej gazety „Sowietskaja Rossija” wspomnienia zmarłej wkrótce potem byłej wywiadowczyni rosyjskiej, Zofii Iwanowny Rybkiny, do tego momentu znanej jako autorka książek dla dzieci pod panieńskim nazwiskiem Zofii Woskriesienskiej. Teraz uznała (uzyskała zgodę?), że „może już mówić”. To jej, biegłej w sprawach niemieckich (monitorowała wywiadowczo zachowania elit Rzeszy), wyznaczono zadanie „rozmiękczenia” wywiadowcy polskiego, uczynienia zeń podatnego na zakusy służb radzieckich. Rybkina opisała zwieńczone sukcesem, według niej także, zabiegi NKWD...
Z nietajonym respektem wspomina Sosnowskiego. Określa go jako „wielkiego wywiadowcę polskiego”. Opisuje jego działalność, umiejętność docierania do najwyższych elit berlińskich i posiadaczy tajemnic wojskowych. Prowadził dość wystawne życie, pisze Rybkina, wsławił się oszałamiającymi przyjęciami. I w samym Berlinie, i wokół niego
dysponował kilkoma willami,
trzema samochodami w garażach położonych w różnych punktach, a nawet własną stajnią. Każdego ranka można było spotkać go na konnej przejażdżce w Tiergartenie.
Z zawodowym uznaniem podkreśla Rybkina stworzenie przez Sosnowskiego agentury „we wszystkich ważniejszych instytucjach Niemiec” – miał szyfranta sztabu generalnego, maszynistkę w osobistej kancelarii Rosenberga, swoich ludzi w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy, w Abwehrze. Jego kochankami były żony wysokich funkcjonariuszy.
Kierownictwo z Warszawy, pisze dalej, nieraz upominało swego rezydenta, że jego rozrzutność i hulaszcze życie „nie wpisują się” w niemiecki klimat czasu ograniczeń, podporządkowany idei „armaty zamiast masła”. Nie dziwiło więc, dodaje, że Himmler w końcu zorganizował polowanie na tego podejrzanego uwodziciela kobiet, osaczając go swymi ludźmi. Finał – aresztowanie Sosnowskiego, i to podczas kolejnego wystawnego przyjęcia.
Rybkina podaje nieznany dotąd szczegół – agentki Sosnowskiego, bardzo związane z nim uczuciowo, zostały ścięte przez kata na dziedzińcu więziennym na jego oczach, doprowadzonego siłą na miejsce egzekucji.
Szybko jednak powraca do kwestii zasadniczej: NKWD zależało zwłaszcza, by otrzymać od Sosnowskiego informacje dotyczące hitlerowskich planów ekspansji na wschód, tego, co potem przybrało postać „Planu Barbarossa”. Jednak major nie był skłonny, przyznaje Rybkina, „do szczerej rozmowy”. Wzbraniał się, oświadczając wręcz, że jako patriota polski musi pozostać wierny zasadzie milczenia. Postanowiliśmy wówczas – wyznała autorka wspomnień – podjąć z nim pewną grę, by skłonić więźnia do otwartości.
Bo okazało się, że wywiad radziecki miał w centrali gestapo swego agenta, który kierował... zewnętrzną obserwacją i rozpracowaniem berlińskich kontaktów Sosnowskiego. Innymi słowy, wszystkie materiały o polskim wywiadowcy trafiały do Moskwy, nieomal na bieżąco!
Powstał interesujący scenariusz – stwierdza Rybkina. – Ja będę zadawać pytania, a komisarz Wasilij Zarubin (wtedy funkcjonariusz głównego zarządu bezpieczeństwa NKWD, a wkrótce potem szef grupy specjalnej „do prac śledczych” w Kozielsku, wśród więzionych tam przed kaźnią w Katyniu oficerów polskich) miał komentować odpowiedzi Sosnowskiego, wychwytując wszelkie próby zatajania.
– Powiedzcie, jak wam się udało zwerbować żonę odpowiedzialnego funkcjonariusza MSZ i zmusić do przekazywania celem skopiowania tajnych dokumentów męża?
– Proszę mi wybaczyć, ale, niestety, ja tego nie pamiętam...
A wtedy Zarubin:
– Mogę wam przypomnieć. To była nader sprytna operacja. Dał pan ogłoszenie do prasy: młody, ujmujący, pełen erudycji cudzoziemiec pragnie zapoznać się z damą władającą francuskim, angielskim i innymi językami europejskimi w celu przyjemnego spędzania czasu... Otrzymaliście wiele zgłoszeń, ale skoncentrował się pan wyłącznie na niej, ustalając, że jej mąż, podstarzały dyplomata, nie zadowalał jej intelektualnych i innych potrzeb. Zaproponował pan spotkanie z nią, do czego wykorzystał pan lincolna garażowanego w boksie w Weissensee.
Sosnowski zrobił wielkie oczy.
– Spotkał się pan z tą damą w specjalnie wynajętym do tego celu apartamencie przy Prinz-Albert-Strasse.
Sosnowski stracił panowanie nad sobą. Wyciągnął zza pazuchy aresztanckiej kurtki koniec ręcznika i wytarł spoconą twarz. Stał się, pisze Rybkina, bardziej dokładny w odpowiedziach, lecz Zarubin za każdym razem doprecyzowywał i poprawiał każdy mniej ściśle podany adres i numer, markę samochodu, koszt balów, które urządzał, i olbrzymie rachunki w restauracjach, i opłaty masażystów, a nawet imiona koni. Sosnowski już nie korzystał z ręcznika, po prostu dłońmi ścierał pot z twarzy. W pewnym momencie wstał, zrobił gest przypominający ukłon i powiedział: „Zachwyt mój budzi mistrzostwo wywiadu rosyjskiego. Wy wiecie o mnie więcej aniżeli ja sam o sobie. Gotów jestem zmobilizować swoją pamięć i opowiedzieć o wszystkim, co was interesuje”.
Niestety, Rybkina stała się bardziej oszczędna w opisie tego, co zdołała uzyskać od majora. Wracając jedynie do kwestii zamiarów niemieckich wobec ZSRR, wyraziła tylko opinię, że to, co mówił Sosnowski, zdawało się świadczyć, że Himmler rozsiewał jednak dezinformację, która miała na celu stworzenie w Polsce wrażenia, jakoby Niemcy nie mieli żadnych
planów odnośnie wschodu,
w tym i Polski, że wszystkie ich zamysły ukierunkowane są wyłącznie na zachód, na Francję i Anglię.
Zoja Rybkina, podobnie jak Sudopłatow, o dalszych losach Jerzego Sosnowskiego nic nie powiedziała, bo dla niej także spotkanie z wywiadowcą polskim to mniej znaczący epizod w bogatej biografii służbowej. Sudopłatow to przecież później jeden z najwyższych funkcjonariuszy NKWD i KGB, dwugwiazdkowy generał, inicjator i wykonawca najtajniejszych misji, mózg operacji szpiegowskich na niewyobrażalną skalę, zwłaszcza na polu wywiadu atomowego (aresztowany potem, w 1953 r., wraz z upadkiem Berii). Ona, pułkownik bezpieczeństwa, stała się asem wywiadu – rezydowała w Helsinkach i w Sztokholmie, skąd prowadziła działania operacyjne najdelikatniejszej natury. To ona dotarła do uciekinierki z Niemiec, sławnej uczonej, prof. Lise Meitner, przenosząc do Moskwy jej ostrzeżenia o zaawansowaniu Niemców w sprawach atomowych, kierowane do Alberta Einsteina w USA, a za jego pośrednictwem do prezydenta Roosevelta.
Sosnowski rychło przestał interesować tych ludzi o życiorysach mogących stanowić kanwę wielu powieści szpiegowskich, pełnych przy tym grozy wynikającej z charakteru systemu, któremu służyli.
Ale pojawił się jeszcze jeden interesujący ślad Jerzego Sosnowskiego. Czytelnik „Przeglądu”, pan Olgierd Stankiewicz z Góry Śląskiej, pasjonujący się najnowszą historią, poinformował, że w książce o charakterze dokumentalnym wielce popularnego w Rosji pisarza, znawcy przeszłości ZSRR, Aleksandra Buszkowa, „Krasnyj monarch” („Czerwony monarcha” – o Stalinie i jego czasach), w rozdziale traktującym o ludziach tajnych służb znajduje się lakoniczna, ale o niezwykłej wymowie wzmianka o Sosnowskim. Brzmi ona: „Ot, Sosnowski, były wywiadowca polski, mało tego, że
przewerbowany przez dzierżyńców,
to dosłużył się zastępcy wojewódzkiego zarządu NKWD w Saratowie. Li to szczery »pokajaniec«, li to podwójny agent do ostatnich dni życia”.
Przyznajmy, stwierdzenie szokujące – ten dzielny, tragiczny w swoim losie wywiadowca enkawudzistą?
Doprawdy, trudno wyobrazić sobie, by ten oficer, tak zręcznie prowadzący siedmioletnią niebezpieczną grę z Niemcami mógł
– nawet pod wpływem dramatycznych przejść w Polsce, traktującej go jak zdrajcę, w poczuciu krzywdy i okazanej mu niewiary – zdobyć się na coś takiego. Niewykluczone, że lata w więzieniach – w Niemczech, w Polsce i ZSRR – przy równoczesnej świadomości swojej marginalizacji w czasie tak decydującym dla świata, dla Polski, do tego w sytuacji nieobjęcia go porozumieniem o uwolnieniu Polaków z więzień i łagrów, poczucia wyobcowania, utraty więzi ze wszystkim, co mu bliskie, mogły sprzyjać załamaniu i chwytaniu się jakichkolwiek szans na przetrwanie.
A może miała miejsce jakaś gra dla samej siebie? Jak podaje Janusz Piekałkiewicz, Sosnowski przecież sam o sobie mówił: „Byłem szpiegiem z zamiłowania. Szpiegostwo to pasja, jak sport – takie swoiste zawody, w których walczy się mózgiem”... Może dostrzegł szansę we wspieraniu Rosjan swoją wiedzą o Niemcach w czasie trwania wojny – położenie Saratowa nad Wołgą było korzystne dla działań wywiadowczych i kontrwywiadowczych, dla szkolenia kadr przerzucanych za front. Sosnowski był przecież autorytetem w profesji szpiegowskiej. Mógł też być przekonany, że tym samym wnosi jakiś wkład w zmagania z Niemcami, z którymi miał i swoje własne porachunki.
A potem mógł się stać jeszcze jedną, kolejną ofiarą bezwzględnego systemu stalinowskiego, ofiarą nieskorą do łatwego pogodzenia się ze złym losem, buntującą się, protestującą, nawet z ryzykiem dla własnego życia. Byłoby to nawet zbieżne z owymi pogłoskami o protestacyjnej głodówce, prowadzącej do śmierci majora w więzieniu saratowskim.
Jedno jest pewne: pełna prawda ciągle pozostaje ukryta w archiwach poradzieckich w Rosji. Nie należy wykluczać, że pewnego dnia i tam dotrą nasi historycy.
Autor był korespondentem PAP w Berlinie i w Bonn, sprawozdawcą z wielu procesów zbrodniarzy hitlerowskich, członkiem byłej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|